czwartek, 5 lipca 2012

Podróż!


Podróż minęła bardzo spokojnie. Miałam szczęście siedzieć przy oknie (nikt mi nie przeszkadzał), obok meksykanki i jej ok 8 letniego synka. Oglądnęłam całą gamę programów "dokumentalnych" w stylu "organizacja ślubów gwiazd", "budowa basenu olimpijskiego na igrzyska w Londynie", "biznes w Bollywood". Przyznam szczerze, że na tyle mnie wkręciły i pozwoliły się zrelaksować, że jak zaczęły się turbulencje (i to konkretne) to jakoś odwróciły moją uwagę. Gdy doleciałam czekały mnie 2 godziny czekania w kolejce do urzędu imigracyjnego. Nie ukrywam, że przeszło mi przez myśl czy mój bagaż będzie jeszcze na mnie czekał, czy znajdzie nowego właściciela, ale grzecznie leżał pilnowany przez kilku zaspanych panów. Oczywiście urzędnicy zaczęli się mnie wypytywać o to gdzie jadę i na ilę, ewidentnie ilość dni wydawała im sie podejrzana. Instynktownie odpowiadałam po angielsku i to okazało się super rozwiązaniem, bo po 2 pytaniach przybili pieczątkę i życzyli miłego wieczoru. Moja rodzina goszcząca czekała na mnie na lotnisku. Zgodnie z przewidywaniami okazało się, że Daniela nie mówi prawktycznie nic po angielsku. Po 22 h podróży (od wyjścia z domu) nie było szans dogadać się po hiszpańsku. Ale na szczęście gdy odespałam i odświeżyłam nieco słownictwo, dogadujemy się bardzo dobrze. Co prawda musi mówić do mnie wolno (meksykanie mówią ekstremalnie szybko, więc dla nich mówienie w "normalnym"-polskim tempie to prawie jak sylabowanie każdego słowa), ale możemy nawet żartować do woli.

Daniela i pozostałe rodziny goszczące obcokrajowców codziennie rano podrzucają nas do szpitala. Nie chciałam tak strasznie się narzucać i miałam zamiar zrezygnować z tej miłej propozycji, ale po pierwszych kilku dniach dziękowałam Bogu, że tego nie zrobiłam! Po pierwsze dalej nie mam pojęcia gdzie mieszkam. Wszystkie ulice są prawie identyczne! Po drugie, meksykanie jeżdżą wbrew jakimkolwiek przepisom drogowym i zdrowemu rozsądkowi! Tylko tutaj z 1 pasa można zrobić 3! Naprawdę 3! Chodzenie po "chodnikach" jest ewidentnym igraniem z życiem. Nie mówiąc już o tym, że do szpitala który jest 10 min drogi z domu, trzeba jechać 2 autobusami, bo tutaj autobusy robię kółka! A więc to że z punktu A dojechałaś autobusem z niebieskim błotnikiem (zapomnij o numerach!)  do punktu B, nie powoduje że możesz tym samym autobusem wrócić tą samą trasą!
Komunikacja miejsca to jeden z wielu powodów dla których czuję się w mieście bezradna jak "cielak". Mnóstwo osób w szpitalu nie mówi po angielsku, a mój hiszpański niestety w wielu miejscach ma braki.
W dodatku wszyscy latynosi wyglądają dla mnie identycznie, a ich nazwiska (minimum 2, imiona też 2) wiecznie przekręcam mimo usilnych starań.
Na początku trochę dała mi w kość wysokość na jakiej położona jest Toluca (>2500 m n.p.m.). W poniedziałek większość czasu było mi słabo, albo prawie mdlałam (na szczęście zawsze udało mi się zdążyć wyjść na korytarz, ale widok kucającej białej twarzy, oddychającej 3 razy szybciej niż normalnie, trochę zwracał na siebie uwagę)! Miało to jednak taki plus, że poznałam się z dużą częścią personelu.:) Więc nie jest tak źle. Teraz już czuję się dobrze i brakuje mi oddechu tylko po wysiłku (np wejście na 2 piętro). Ale już nie mdleję:)

Daniela prawie codziennie zabiera mnie gdzieś po praktyce. Jest naprawdę kochana, myślę, że przypadłyśmy sobie do gustu. Mimo wielu błahych/powierzchownych różnic, bardzo się nie różnimy. Poznałam już część jej przyjaciół. Meksykanie są naprawdę bardzo otwartym, ciekawym świata i innych ludzi narodem. Jestem dla nich pełna podziwu. 

1 komentarz:

  1. zahartujesz się tam w toluce i jak wrócisz do krakowa to bez wysiłku będziesz wbiegać na dziesiąte piętro. :P

    OdpowiedzUsuń