środa, 25 lipca 2012

Comida mexicana

Jedzenie w Meksyku jest jedną z ważniejszych czynności życiowych. Jest obecne wszędzie, bo meksykanie jedzą non stop! Różnorodność smaków, zapachów, sposobów przyrządzania placka kukurydzianego mnie zachwyca i wprawia w osłupienie.

Po 3 tygodniach codziennych obserwacji i jakieś 3 kg bogatsza w doświadczenia, postanowiłam się podzielić wrażeniami.

Co jemy?

Chili!

Zawsze chili - bez względu na to, czy jemy deser, śniadanie, obiad czy kolację. Bez chili posiłek nie może istnieć. Uboga w doświadczenia przez pierwsze dni swojego pobytu przy każdej okazji prosiłam: "No pico, por favor" co znaczy mniej więcej to, co "średnio pikantne", bo "łagodne" lub "mało pikantne" po prostu nie istnieje. Był to duży błąd, który szybko poprawiłam. Zawsze dostawałam bowiem najgorszy posiłek, zarówno pod względem smaku jak i jakości. Je się "pico" i koniec. Z dumą mogę oświadczyć, że już nie tylko zamawiam dowolne danie z menu barów ulicznych, ale w dodatku proszę o "picante"!

Oprócz chili absolutnie do każdego posiłku serwowana jest tortilla z kukurydzy, limonki (wyciskamy je na jedzenie - polecam gorąco wszystkim!) oraz salsa verde (zielona) i rojo (czerwona).

Najostrzejsze chili w Meksyku!
W Meksyku je się dużo warzyw i owoców. Owoce można kupić na ulice, w budkach podobnych do tych, w których u nas sprzedaje się precle. Sprzedawcy kroją je na miejscu i częstują. Czasem przyrządzają też soki, serwowane w plastikowych woreczkach. O bieżącej wodzie w takich miejscach nawet nie ma co marzyć. Muszę przyznać, że owoców 'de la calle' jeszcze nie próbowałam.


Moim ukochanym, odkrytym tu owocem jest Guayaba. Ten niepozorny owoc, dobry - lecz niezniewalający w smaku, pachnie śliczniej niż najlepsze perfumy! Coco Chanel może się przy tym schować! Co najdziwniejsze, z Guayaby można kupić absolutnie wszystko, co jadalne: soki, likiery, cukierki, żelki, ale kremu lub wody toaletowej nie widziałam nigdzie! Moja rodzina myślała, że zwariowałam, gdy zadałam im pytanie gdzie można kupić kosmetyki o ich zapachu. Tak więc Kochani, jeśli nie poszczęści mi się w medycynie, wracam tu, otwieram fabrykę kosmetyków i importuję do Europy. Przysięgam - żyła złota!

Guajaba!

Warzywa dodaje się do wszystkiego. Nie podaje się ich natomiast w formie sałatek (w większości miejsc). Zgodnie z radą mojego taty: "jedz to, co tubylcy, tam gdzie tubylcy i będzie ok", omijam je szerokim łukiem, dzięki czemu nie miałam jeszcze ani razu problemów żołądkowych.
Verduras muy ricos!

Kolejnym ważnym składnikiem jest tortilla. Je się ją w nieprzyzwoitych ilościach, przez co nikomu nawet do głowy nie przyszło, by robić je ręcznie. Kupuje się je albo w supermarkecie, albo (te bardziej 'rico') w specjalnych wytwórniach.
Tortilla!

Tortilla!

Gdzie jemy?

Na ulicy! Dosłownie! Najlepsze jedzenie "wychodzi" na ulice po zapadnięciu zmroku. Świeże hamburgesa, tacos, maiz i inny specjały dostępne są na kążdym rogu. Domowa kuchnia, wątpliwa higiena (jednak i tak wyższa niż w "super" restauracjach), przemiła obsługa i ceny rzędu 2,5 - 10 zł (tzw full wypas).

El jefe de la calle! Pychota!
 Drugim wspaniałym miejscem są markety. Brudne, tłoczne, chwilami z wątpliwym aromatem (ostatnio mam katar, więc ten problem mnie omija), zachwycają kolorami i widokami. I oczywiście jedzeniem. My się niczego nie boimy, wszystkie rady babć i ciotek zostawiliśmy w Europie, więc codziennie odkrywamy ich smaki!

Tak się stołujemy! Przepyszne placuszki na starym placu.
 Można też jeść w restauracjach. Do komercjalnych na styl europejski lub amerykański nawet nie wchodzę.
Czy wiecie, że w meksykańskich restauracjach w Europie nie serwuje się jedzenia meksykańskiego? Razem z innymi obcokrajowcami przepytaliśmy z całego menu naszych meksykańskich przyjaciół. Nie znali prawie żadnego dania! Analogicznie tutaj - gdy rzuciłam okiem na menu włoskiej restauracji ze zdumieniem odkryłam, że nie kojarzę prawie żadnego dania i musiałam powiedzieć naszym kolegom, że podobnie jak my, zostali nabici w balona! :)
Podstawowy zestaw sosików i dodatków do taco, tortas, tortillas i innych wspaniałości. 

Restauracja z wyższej półki. Ale czasem też tak się stołujemy. Obiad all inclusive z piciem ok. 10 zł.

Kuchnia w naszej restauracji.

Jak jemy?

Oczywiście palcami! Największym faux pas jest poprosić o widelec. Tak więc wkładamy w nasz placek tortilli maksymalnie dużo mięsą i warzyw. Potem zalewamy to ogromną ilością "picante", polewamy limonką, zawijamy w "rulonik"/"naleśnik" i wsuwamy rękoma. Na początku wylatywała mi ponad połowa, później opanowałam tę sztukę na tyle, że wypada mi tylko część - tj meksykanom. Co zrobić z tym co wypadło? Jak to co?! Zjeść palcami! Nie jest to żadne faux pas, tylko najnormalniejsza na świecie sprawa! Bo co to za problem?:)

1 komentarz:

  1. za gujawą (ze zdumieniem odkryłam, że ma też całkiem polską nazwę: gruszla) nie przepada w smaku za dużo pestek i w ogóle, ale jak mówisz zapach ma super. :) Tu jedzenie jest droższe może to dlatego, że w dużym mieście jestem, bo jak pojechaliśmy na bardziej wieś było istotnie taniej. tak czy owak obiad nie schodzi poniżej 12 zł bez picia nawet poza miastem.

    OdpowiedzUsuń